Wstaję, gdy jeszcze noc, o pierwszym świcie wychodzę z domu, lecz na polu pracuję tak samo, jak w pokoju, myślę, czytam, piszę. Sen, ile tylko możliwe, odpędzam od swych oczu, ciała strzegę przed gnuśnością, ducha przed rozkoszami, zawsze czynny, nie pozwalam sobie na odrętwienie. Całymi dniami chodzę po spiekłych górach i rosistych dolinach, zaglądam do pieczar, przemierzam oba brzegi Sorgii nie spotykając natrętów, obywając się bez towarzysza ni przewodnika, a moje troski z każdym dniem stają się mniej ostre i uciążliwe... Tu Rzym, tu Ateny, tu nawet ojczyznę buduję sobie z własnych myśli, a otaczają mnie przyjaciele, na których się nigdy nie zawiodę. Żyli oni wiele wieków temu i tylko mnie są znani przez podziw, jaki mam dla ich czynów i ducha, dla ich obyczajów i życia albo dla ich języka i talentu. Ze wszystkich miejsc i ze wszystkich czasów ściągam ich do tej doliny. I tak sobie chadzam w ich towarzystwie, wolny i bezpieczny.

Petrarka, Jan Parandowski
Wyd. Czytelnik; Warszawa, 1975