Niecodziennik


"Czy widząc stopień ewolucji naturalnych mechanizmów - tu wkracza mistyka - nie powinniśmy się spodziewać podobnie zaawansowanej ewolucji społecznej? Ujmując to inaczej, w sposób mniej poetycki: czy jest jakiś sens w tym, że my, organizmy tak skomplikowane, żyjemy tak gównianym życiem? Chyba że w rozwoju historycznym znajdujemy się na etapie trylobitów. Z pewnością trylobit uważał się za nie byle co i był - w sposób irracjonalny, nie zawsze możliwy do wytłumaczenia - z siebie zadowolony.

Świat jest absurdem, życie mija nam na jedzeniu, spółkowaniu, konsumowaniu, marnotrawieniu czasu. I tak jednak różnica między ulicą jakiegokolwiek miasta a lasem albo polem jest tak nadzwyczajna, że nie mogę uwierzyć, że nie dokonaliśmy tego w jakimś celu. Zbyt wiele wymyśliliśmy, żeby nie aspirować do czegoś więcej: do sensowności, do wewnętrznego piękna, do pewnej doskonałości (?), która usprawiedliwiłaby cały wysiłek.


Zimowe krolestwo Philip LarkinOdkrycie prozy Larkina za pomocą „Zimowego królestwa” jest jak odbycie podróży w głąb ludzkiej duszy. To tylko jeden sobotni dzień zimowy spędzony z Katherine, przecięty warstwą letniej reminiscencji sprzed lat, gdy miała ich ledwie kilkanaście. Pejzaż duszy rozpięty na skondensowanej ferii emocji, gdzie pośród wojennej zawieruchy, będącej ciężkim, ledwie zarysowującym tłem powieści, a ciążącym zarazem niemiłosiernie, rozgrywa się konceptualna gra znaczeń - jeden dzień, lecz co do treści, całe dotychczasowe życie głównych bohaterów.


Badacz obserwuje ogród z zainteresowaniem i zachwytem, jednak badania, jakie prowadzi w swoim laboratorium, często wiążą się z okrucieństwem eksperymentu, w którym to on stawia się w pozycji stwórcy i niszczyciela. Wie o tym, że to okrucieństwo, ponieważ zdążył już poznać, czyli skosztować z Drzewa Poznania rosnącego w ogrodzie, i wie, że czyni krzywdę. Wie też o bólu i cierpieniu roślin i zwierząt, więc pojawia się współczucie dla nich. Zachwyt nad przemijającym życiem, żal i poczucie winy, świadomość wszechistniejącego w świecie ożywionym bólu, ale i nadzieja, że nie wszystko umiera. W naturze widać jakąś niezniszczalną regułę istnienia, a to, co ginie, nie ginie naprawdę, a jedynie zmienia swoją postać, przechodzi metamorfozę podobną do metamorfozy opisywanej przez Owidiusza, służy za materiał budowy temu, co przyjdzie potem, i być może tym bardziej wyraźne i dotkliwe jest piękno każdego pojedynczego istnienia, ograniczonego czasem i przestrzenią do swego kształtu. Ponieważ badacz poznaje tajniki natury i naturę przeistoczeń, rozumie, że także jego ciało złożone jest z tych samych cząstek i podlega podobnym przemianom, jest przecież także tylko figurą taneczną materii. Dlatego autorka zwraca się do swojego „kościotrupa”, do swoich nóg, do swojego ciała, jakby było elementem odwiecznego tańca natury, uczestnikiem pewnego naturalnego i nieco nieludzkiego równocześnie porządku, świadkiem metamorfozy. Zwraca się do niego „ze smutkiem”, ale „i z czułością”, jakby to powiedział Josif Brodski. Oszczędne w metaforyce i nagromadzeniu epitetów, pozbawione patosu czy źle pojętej poetyckości, dalekie od jakichkolwiek religijnych uniesień, nieepatujące słownictwem naukowym, wiersze te, prześwietlając pod mikroskopem na wskroś fizyczność liścia, stają się nagle także metafizyczną rozmową z czytelnikiem, małym traktatem, z rodzaju tych, jakie układano w czasach przed wielkim rozdzieleniem. Stają się także wielkim hymnem na cześć życia, jego dotkliwości, piękna i konieczności.

(…) Żegnajcie, piękne wizje!... Bez przerwy otwarty
Czeka na was port ramion mych nienasycony!
Przybywaj, kluczu ptaków wędrownych spłoszony,
Za którym tętni wiecznie śmierci krok uparty!
Spieszcie się, spieszcie!... Noc już bliska!... Wkrótce zginie

A ja już muszę zostawić moją babkę Helenę Konwicką, i jestem szczęśliwy, że mogłem z nią dotrwać aż do tego momentu, że nie pękło mi serce, że nie eksplodowała mi głowa, że przez całą zimę i wiosnę leciałem pod niebem jak żuraw na północ do swoich stron ojczystych, które karmią moją duszę już tyle lat, albo może zdążałem pod samym zenitem nieba w nieznany czas przed nami.

Jest noc, moja pora, zbliża się godzina duchów wymyślonych przeze mnie oraz duchów rzeczywistych, które mnie szukają cierpliwie w stogu gwiazd i planet.


O pięknie i dobru tkwiących w ludziach, nawet, gdy trudny czas. Tekst Magdaleny Grochowskiej dotyka mnie głęboko. Nadto, me liczne tropy czytelnicze na przestrzeni kilkunastu lat spotkały się w jednym miejscu. Tekst otwiera na dalsze, nowe przestrzenie poszukiwań czytelniczych, a nade wszystko utwierdza w przekonaniu, że trzeba robić dokładnie to, co się od jakiegoś czasu robi z całą kompanią wspaniałych ludzi. To ma sens.
Dmitrij Fiłosofow: polski państwowiec. Magdalena Grochowska o rosyjskim publicyście i emigrancie politycznym >>>

Dmitrij Fiłosofow na obrazie Leona Baksta



Śpią wierzchołki, śpią koryta górskich rzek
I przylądki urwiste, i przepaście,
I wszystkie stwory pełzające, jakich tyle ziemia czarna
Karmi, i dzikie bestie, i pszczeli ród,
I potwory z dna purpurowego morza,
I plemiona szerokoskrzydłych ptaków śpią.

Alkman

Pod koniec lipca plac Daszyńskiego stał się miejscem wieczornych spotkań mieszkańców miasta, którzy przychodzili pod sąd okręgowy, by bronić niezależnego sądownictwa i sprzeciwić się tzw. reformie sądów proponowanej przez PiS. Codziennie, przez dziewięć dni stali pod gmachem sądu, wokół fontanny i na większości placu, trzymając w dłoniach świece. Wspólnie śpiewali hymn, słuchali fragmentów konstytucji. To chyba pierwszy raz, kiedy to właśnie plac Daszyńskiego, przez lata projektowany jako miejsce miejskiego odpoczynku, stał się domem dla wielkich manifestacji publicznych. Jedną z ponad 2,5 tys. osób, które brały w proteście udział, był Roman Kirstein, legenda opolskiej „Solidarności”. – Manifestacje w obronie niezawisłości sądów bardzo mnie wzruszyły. Nam nigdy nie udało się w Opolu wyciągnąć tylu ludzi na ulice. A tymczasem w środku lata, w pełni sezonu urlopowego, każdego dnia o godz. 21 przychodzili tutaj młodzi ludzie, którzy nie chcą angażować się w wielką, brutalną politykę, ale pokazują, że zależy im na tym, aby Polska nie utraciła tego, co zyskała w ostatnich latach – mówi Kirstein. – Podczas jednego ze spotkań pod sądem znajomy powiedział mi, że w końcu widzi mnie uśmiechniętego na manifestacji. Dziękuję za to wszystkim, którzy byli tam razem ze mną. (M. Misztal, N. Barczyk) Czytaj całość >>>

Przesyt

Nie należy zakładać wielości bez konieczności. Na próżno staje się przez większą ilość to, co może stać się przez większą.

 

 

Wilhelm Ockham

Nieśmiertelnych jest zawsze mniej niż wyznawców

Miliony, miliony ton kamienia. W ciągu trzech stuleci od XI do XIV wieku wydobyto we Francji więcej tego materiału niż w starożytnym Egipcie, kraju gigantycznych budowli. Osiemdziesiąt katedr i pięćset wielkich kościołów, jakie zbudowano w tym okresie, zebrane razem tworzyłyby łańcuch górski wzniesiony ręką człowieka.
W jednej z książek widziałem rysunek przedstawiający fasadę świątyni greckiej, wpisaną w fasadę gotyckiej katedry. Z rysunku tego można wydedukować, że wiele budowli Akropolu zmieściłoby się jak w walizce we wnętrzu takich katedr, jak w Amiens czy Reims. Niewiele jednak z tego porównania wynika, a w każdym razie nic, co mówiłoby o funkcji budynków sakralnych w tych odmiennych okresach. Templum antyczne było domem bożym, katedra zaś domem wiernych. Nieśmiertelnych jest zawsze mniej niż wyznawców.

Barbarzyńca w ogrodzie, Zbigniew Herbert

Do zajazdu przybyli...

02851642
Dzisiaj
Wczoraj
W tym tygodniu
W ubiegłym tygodniu
W tym miesiącu
W ubiegłym miesiącu
Wszystkie wizyty
12
585
1540
2845697
12256
27786
2851642

Your IP: 3.14.6.194
2024-04-18 01:11

Odwiedza nas 23 gości oraz 0 użytkowników.

Szukaj

Początek strony